Refleksja nad ziarnistością melodramatyzmu / Martyna Śmiech

 

W moim etui ze skóry cielęcej
 - zaznaczam, iż cielę nie jest niczemu winne -
przechowującym korekcyjne szkła
na poziomie minusowym
zagubiło się nasionko różowego goździka
Dianthus caryophyllus 
L.

Skąd wiem, że różowego?
Jawiło się być tym kolorem
i tak mocno wierzyło w przetrwanie,
że aż mnie się ta wiara udzieliła,
mnie wątpiącej zachciało się uwierzyć w coś tak
abstrakcyjnego

Przyklejam je wnętrzem dłoni na styk linii życia i linii losu,
rozcieram i chowam pod paznokciem
na gorsze lata, jakby jeszcze gorsze mogły nadejść,
i jest mi cieplej, dużo cieplej

Być może którejś wiosny przypomnę sobie o nim,
brudne szkła złożę w cielęcym grobie
i zasieję nasienie w konceptualnym przedsionku

A gdy różowa draperia w pełni rozkwitnie,
odpuszczę samotność i pójdę jej śladem