Za kilka dni udostępnimy możliwość głosowania, komentowanie oraz recenzowania opowiadań na potrzeby drugiego etapu konkursu przewidzianego regulaminem konkursu.
Na pewnej farmie, pod wpływem plotek przekazywanych pomiędzy oborą i kurnikiem, pani krowa dowiedziała się, że niedługo ma zostać zjedzona.
Z panią krową było w sumie tak, że jako jedna z pierwszych na farmie się zjawiła, toteż niczym się nie przejmowała. Nowym zwierzętom tłumaczyła, o której dostawać będą jedzenie, dlaczego słuchać pana farmera i ogólnie tak, jak być istotą hodowlaną właściwie.
Sama była szanowana z racji wiedzy i wieku, więc tak sobie żyła spokojnie, nigdy nie myśląc o śmierci. Tu pałaszując trawkę, tu odbywając spacer, oczywiście też pozwalając wydoić z siebie świeżutkie mleko. Czuła się dobrze i przekonana była o swojej ważności. Stąd, gdy inne zwierzęta bajdy opowiadały, że ten często na zewnątrz wyganiany kot, na stole farmera zobaczył raz potrawkę z krowy, ponoć tej co mieszkała w boksie sąsiednim naszej poczciwej staruszki, trochę nie wierzyła. Tylko, że potem coś tam jeszcze gadała świnia, jej mama podobnie miała zginąć, a nawet kury coś trejkotały, że bywają smakowite, zwłaszcza do rosołu.
Wtedy pani krowa nieco się zmartwiła. Raz więc spotkała się z kotem i poprosiła, żeby powiedział coś więcej – że jaki pokarm i rozmiar, że jaki zapach i dodatki, czy w ogóle wie, dlaczego. Kocur nawet lubił panią krowę, bo w sumie on też pupilem był od małego, więc długo się już znali. Zamruczał coś o tym, że może jakby była chora, albo za chuda, to może by nie chcieli ludzie, bo nie byłaby już apetyczna.
Pani krowa uwierzyła, w swojej wiekowej mądrości osądziła, że brzmi to całkiem logicznie. Od czasu rozmowy z kotem przestała skubać trawę, a nadmierny wiatr na wypasie nie był już niebezpieczeństwem. I większej ilości much pozwalała wygodnie przesiadywać na ciele.
Próbował farmer przekonać zwierzę, by znowu jadło i trochę się ożywiło, ale ono marniało w oczach. Pożytku z niej nie będzie, myślał właściciel pani krowy, codziennie podsuwając jej jakiś smaczny kąsek, który jednak próżnym dla zwierzęcia był podarkiem.
I tracąc już nadzieję, w końcu farmer zapytał panią krowę, z szacunkiem dla jej wieku,
o powód nagłej potrzeby utrzymania słabej formy. Doceniając właściwe maniery, przyznała się staruszka, że trochę poczuła się urażona, bo jak to tak – ma być zjedzona! A przecież ona długo i ładnie żyje, kłopotów nie sprawia, mleko zapewnia najbielsze w okolicy. Nie rozumie, dlaczego skończyć ma na talerzu w formie jakiejś ugotowanej, pociętej, bez kości
i wnętrzności. Nie wypadało przecież tak rozwiązywać sprawy jej długiego żywota.
Farmer podrapał się po głowie i nagle podciągnął szybko spodnie, przymierzając się do biegu. Kiedy wrócił zmachany, w dłoniach miał talerz, a jego kwieciste wzory przykrywał spory kawałek wołowiny. Taki świeżo przyrządzony, pachnący oraz apetycznie wyglądający. Zanim pani krowa z oburzeniem parsknęła i odwróciła się tyłem do farmera, ten podstawił jej pod gębę posiłek.
Tak się robisz jeszcze bardziej pożyteczna, namawiał zwierzę właściciel, potakując głową. Spróbuj i zobacz tylko, moja droga pani krowo, jak wiele masz do zaoferowania!
I w końcu spróbowała podopieczna farmera, niby niechętnie i z urażoną dumą żując kawał mięsa, a jednak łapczywie sięgająca po kolejny kęs, a potem jeszcze jeden i jeszcze jeden, póki wszystkie wzorki talerza nie stały się widoczne.
Objadła się pani krowa, smak długo czując na języku, a ogonem z tej pyszności to nie mogła przestać machać. Po posiłku spojrzała pani krowa na farmera trochę zawstydzona, bo jak to tak w wieku dojrzałym, taką głupotą się unosić! Że też sprawę robiła z niczego, jak ona taka dobra, łatwa do gryzienia, aromatyczna i odżywcza. Wtedy to właśnie przestała się pani krowa buntować, zachciała znowu być pożyteczna. Szybko przybrała na wadze, ba, apetyt miała za trzy stworzenia jej rozmiarów.
Wszystkie zwierzęta na farmie mówiły, że postradała zmysły na starość
i z politowaniem słuchali biednej pani krowy, która radośnie powtarzała, jak to niecierpliwie wyczekuje, kiedy w końcu zostanie zabita, żeby mogli pałaszować sobie ludzie mięso. Kot, co kiedyś dał jej złotą radę, już po zabiciu staruszki i właściwym przyrządzeniu dania, ukradł doprawiony skrawek pani krowy z talerza farmera. Oblizał się ze smakiem, nie żałując już dawnej przyjaciółki i rozumiejąc jej pęd do śmierci.
Opowiadanie na konkurs nadesłała Zuzanna Golec, lat 26 (2023 r.)