Mój ojciec był alkoholikiem, który tłukł mnie, mamę i siostrę. Znienawidziłem go do końca jego życia, kiedy pobił moją siostrę do tego stopnia, że musiała zabrać ją karetka. Rozdzielili nas po tym. Nie mogłem już układać z Zosią puzzli, kiedy tylko miała na to ochotę albo rysować jej na brzegu zeszytu żyrafę, kiedy stresowała się recytowaniem wiersza przed całą klasą następnego dnia. To, że nie mogłem być dla niej podczas tych małych momentów, rozdzierało mi serce. w wieku siedemnastu lat pierwszy raz doświadczyłem bólu w klatce piersiowej. "Za dużo stresu" - podsumował lekarz. Mama wypełniała wtedy obowiązki domowe z przygnębiającym przymusem.
Dwa lata po zabraniu Zosi przez rodzinę zastępczą, poszedłem do sypialni mamy. Nieczęsto tam zaglądałem, ale za każdym razem uderzał mnie brak dwuosobowego łóżka, zupełnie jakby mój mózg nie potrafił się przestawić. Mama tuż po odejściu ojca porąbała wspólne łóżko i wyrzuciła części przez balkon. Wściekłość towarzysząca temu, że ojciec uciekł zanim policja dotarła na miejsce, znalazła dzięki temu ujście.
Szukałem baterii do zegarka, który niezawodnie budził mnie do szkoły, więc przeglądałem szafkę nocną. To co tam zobaczyłem, wryło mi się w pamięć. Natrafiłem na kartkę A4 całą wypełnioną powtarzającym się zdaniem: "Jestem okropną matką. Nie zasługuję na nich".
Dotykałem całej strony wtapiając się w zawarte w piśmie uczucia. Przewinąłem kartki, ale były następne. Cały gruby stos. Łzy napłynęły mi do oczu i nie mogłem przestać płakać. Siedziałem na skraju łóżka, wstrząśnięty spazmami, czując przybicie i ciężkość, jakbym dźwigał kamienie przez cały dzień.
Wyszedłem z pokoju, jak tylko nieco się uspokoiłem, żeby nie narazić się na wcześniejszy powrót mamy z pracy w pralni. Mój okres dorastania, pomimo że został pozbawiony niepewności wściekłego ojca, przypominał naszej rodzinie o napięciu finansowym, ale to co nadeszło, szczególnie przerosło mnie emocjonalnie. Wyszło na jaw, że ledwo czternastoletnia siostra zaszła w ciążę. Co było koszmarem, ojcem okazał się być rodzic zastępczy. Sprawa trafiła do sądu, a ja ledwo powstrzymywałem się od zmasakrowania tego starego oblecha. Tylko widok ochroniarzy mnie powstrzymywał. Zosia pomimo traumy z tym związanej, jakimś cudem udźwignęła to.
Mama wyglądała tragicznie. w domu była zamknięta w sobie, ale dla Zosi zawsze się starała. Jakby resztki własnych sił skupiała na byciu dla niej. Domagała się dla córki aborcji. Nie mogła znieść, że dziewczynka w wieku czternastu lat mogła urodzić niechciane dziecko. Usłyszałem, jak mama rozmawiała przez telefon z jedyną zaufaną, wieloletnią przyjaciółką. Opowiadała, że jeszcze zanim dyrektor zwolnił Zosię na nauczanie z domu, to uczący w szkole ksiądz miał czelność na lekcji poruszać temat o ochronie życia nienarodzonego, pouczając, że dzieci w najgorszej sytuacji, powinno oddawać się do okna życia lub podobnych placówek.
Zosia zaczęła odmawiać jedzenia i nie chciała z nikim się kontaktować. Mama poszła do dyrektora i zasugerowała, żeby ksiądz nie potępiał i nie wypowiadał się w sprawach kobiecych, jako, że nie ma pojęcia, jak to może na kogoś wpłynąć. Po szkole zaczęły krążyć plotki o domniemanej ciąży Zosi, dlatego nie widywała się z koleżankami, bo większość z nich odwróciła się od jej istnienia. Czuły się zbyt niekomfortowo, a ich rodzice postrzegali ją przez pryzmat patologii. Poszeptywania na zebraniu dla rodziców typu: "Jak matka mogła do tego dopuścić". "Ojciec nieobecny i takie rzeczy się dzieją".
Któregoś dnia rankiem, zobaczyłem siostrę pijącą kawę. Mama siedząca naprzeciwko, głaskała ją po ręce. Wszystko się powiodło. Była wolna. Po skończeniu liceum, Zosia zgodziła wyprowadzić się do przyjaciółki mamy na studia do Gdańska.
Po wyprowadzce siostry coraz częściej kłóciłem się z mamą, czasami o zwykłe codzienne sprawy, czasami bardziej skomplikowane; szczególnie kiedy byłem załamany po związkach i przez to robiłem głupie rzeczy. Jednak co się między nami działo, robiło różnicę. Trudno mi było wytłumaczyć, dlaczego pozwalałem na angażowanie się w więcej konfliktowych sytuacji.
Pomimo, że miałem już 25 lat i wrażenie, że najgorsze przeszliśmy jako rodzina i wiedzieliśmy, że rodzic zastępczy odsiadywał już 3 rok w więzieniu; coś na nas pozostało i nie mogło spłynąć. Miałem takie dni, że czułem się jak wyżerany od środka przez kwas. Paliłem na balkonie, dodatkowo wdychając miastowy smog. To był jeden z tych szarych i nijakich dni, które mieszały się ze sobą.
Coraz częściej nie przywiązywałem uwagi do dat, a święta przestawały mieć znaczenie. Pracowałem przy obsługiwaniu maszyn w fabryce i stamtąd przywlokłem nawyk palenia. Może dlatego, że na przerwach w ten sposób radziłem sobie z pewnego rodzaju stresem i bezpiecznie dystansowałem się. z płytkiej realizacji wybawiła mnie mama, która ku mojemu zaskoczeniu, nagle wyrwała mi papierosa z ręki.
Spojrzałem na nią z leniwym skonsternowaniem. -Przestań z tym świństwem - wyrzuciła z siebie z wyraźnym rozdrażnieniem.
-Zrobię to, kiedy będę miał na to ochotę. -Brzmi znajomo. Jakbym kiedyś już to słyszała - spojrzała mi głęboko w oczy, co wzbudziło we mnie niepewność. Odwróciłem wzrok, pozornie skupiając się na zlatującym na chodnik gołębiu, który raz po raz dziobał pozostawionego papierosa, mając to za potencjalne pożywienie. Robił to bezskutecznie, w końcu odlatując, a po nim pojawił się następny; próbując swojego szczęścia
Byłem świadomy, że z każdym miesiącem mój stan bezdennej pustki postępował. Nadal dokładałem się do terapeuty siostry, powtarzając sobie, że ona bardziej tego potrzebuje. Takie myślenie dawało mi pewne poczucie, że nie jest tak źle.
We wrześniu ledwo udawało mi się siebie przekonać, żeby podnieść się z łóżka i iść do pracy. -Wstawaj, cholerny leniu - powiedziałem do siebie, nie mogąc powstrzymać łez. Wszystkie stłoczone uczucia wypłynęły jak rwący górski potok.
Czułem się pozostawiony sam sobie w dziczy, kiedy miała nadchodzić noc. Paląca nienawiść, chęć ucieczki od rzeczywistości, pretensje, skrywany smutek, bezsens wszystkiego i ta najgorsza paraliżująca bezsilność. Zwlokłem się z łóżka idąc do łazienki, po drodze prawie potykając się o kapcia przez wciąż zamazany wzrok. Podszedłem do umywalki i spojrzałem w lustro. Krtań zacisnęła mi się. Miałem zaniedbany zarost, do czego nie dopuszczałem jeszcze rok temu. Włosy sterczały mi niedbale, już przetłuszczone. Twarz była jakby moja, ale nie do końca. Nie. To nie byłem ja.
Wiedziałem kogo przypominam, ale próbowałem nie dopuszczać do przyjęcia tej myśli i oswojenia się z nią. Szczęka mi zesztywniała, czułem przejmujące napięcie ciała. Ten w lustrze to Maciej Moniuszko. Mój ojciec. Wyglądał tak, kiedy wracał do domu pijany, a pierwsze co robił, to szedł do lodówki i kazał nam się zamknąć. Nie pamiętał naszych urodzin, nie pytał jak nam idzie w szkole. Był, ale jakby go nie było. Istniał tylko dla takich jak on - chwiejących się i pogrążonych w sidle nałogu. -Jesteś odrażający - wyrwało się z moich ust, chociaż sprawiały wrażenie zastygłych. -Wiem - odpowiedziała postać w lustrze, odsłaniając pożółkłe przez papierosy zęby w uśmiechu. Tego dnia nie pokazałem się w pracy. Ani przez następne dni. Mama pytała czemu rzuciłem pracę tak nagle i co planuję.
Cóż. Prawda była taka, że nie było niczego na tym świecie, co postrzegałem jako warte wysiłku. Byłem zbyt osłabiony, żeby przedzierać się przez gęstą mgłę dookoła mnie. Mama zaoferowała mi propozycję pracy przez sąsiadkę.
-Myślę, że to będzie dobra zmiana dla ciebie.
-Pewnie. Pani Helena wie najlepiej co jest dla mnie dobre. -Co w tym złego, że chcemy ci pomóc Karol?
-Nie potrzebuję tego, skoro mogę używać własnego mózgu. -Przecież widzę, że coś się zmieniło. -Helena niech się zajmie swoimi sprawami, a ciebie bym prosił, żebyś milczała na mój temat. Tak będzie lepiej dla wszystkich.
-Dlaczego próbujesz zachowywać się jakbyś nie istniał? Zastygłem. –
Bo tak jest. Całe życie jestem niewidoczny. Przez dwa tygodnie staraliśmy się unikać wspólnych rozmów. Udawało nam się mijać w drodze do kuchni czy salonu. Potrzebowałem tej ciszy. Niedługo jednak spotkało mnie coś, czego kompletnie się nie spodziewałem. Było to na wszystkich świętych, kiedy Zosia wróciła, żeby spędzić z nami wolny czas w przerwie od studiów socjologicznych. To skłoniło mnie i mamę, aby zepchnąć w niepamięć ostatnie wydarzenia. -Cześć Karol - nie mogłem uwierzyć kogo głos usłyszałem.
- To ja. Natalia. –
Czego chcesz do cholery? - powiedziałem przez zęby.-Potrzebuję pilnie 2500 złotych. Przeleję ci za dwa miesiące. -Jaja sobie ze mnie robisz?! - podniosłem głos.
-Piotrek wpadł w problemy i… - nie pozwoliłem jej dokończyć.
-Nie mam kasy, żeby ogarnąć własne życie, a ty mnie prosisz o pieniądze dla swojego gacha… Zdradziłaś mnie 4 lata temu i masz czelność do mnie dzwonić?! Nawet nie chcę wiedzieć skąd masz mój numer. –
Proszę Karol, nie mam wyboru.
-A ja mam. - rozłączyłem się i wyłączyłem telefon.Kopnąłem w nogę stołu ze złością, z którego chwiejąc się, potoczyły się pomarańcze, a szklanka przesuwając się zbyt blisko krawędzi, trzasnęła o płytki. Mama i Zosia obserwowała mnie z salonu. Miały zatroskane wyrazy twarzy. Zdenerwowany i zawstydzony, zacząłem pospiesznie zbierać odłamki szkła. Po chwili dłoń upstrzona była krwawymi plamkami, które rozlewały się czerwienią. Zosia weszła do kuchni bez słowa, sięgając po płyn odkażający i opatrunek. Zakręciła wokół mojej dłoni i zawinęła. To przywiodło mnie do niemalże identycznego wspomnienia, kiedy to Zosia opatrywała ranę ojca, chociaż to ani trochę nie przeszkadzało mu w krytykowaniu nas tuż po tym, jak usiadł z nami do stołu. z jakiegoś powodu poczułem wstręt do siebie. Tej samej nocy przebudziłem się mokry od potu. Śniło mi się, że zamiast o 5 rano wstać do pracy, poszedłem do salonu, gdzie mama i Zosia zasnęły przy ekranie telewizora i udusiłem je gołymi rękami. Nie mogłem tak żyć. Ubrałem pospiesznie skarpety i znoszone buty z czasów pracy w fabryce. Serce kołatało mi szalenie. Okręciłem się niedbale szalem, narzuciłem kurtkę i wyszedłem. Oglądałem się za siebie kilkukrotnie, aż w końcu zacząłem biec przed siebie, przemykając w porannej mgle.
Pierwszy grudnia
Jestem daleko, nie ma potrzeby mnie szukać. Zaczynam nowe życie, nawet już nie palę. Czuję się jak nowy człowiek. - Maciej Moniuszko
Matka trzymająca list wybuchła płaczem. Dobrze znała to pismo. Nie należało ono jednak do jej męża, tak jak oznajmiał podpis.
-Och synku… Tak mi przykro. - Powiedziała do kartki, przyciskając ją do serca.
Autorka: Kamila Kazanecka, 24 lata
Od redakcji:
Dla publikowanych w naszym miesięczniku utworów literackich stosujemy bardziej rygorystyczną licencję Creative Commons: BEZ UTWORÓW ZALEŻNYCH.
Wynika to z konieczności zablokowania możliwości wykorzystania publikowanego utworu w formie plagiatu (co niestety bardzo często się zdarza, szczególnie w internetowych grupach literackich).
Ilustracja do opowiadania został wygenerowane przez AI za pomocą: https://designer.microsoft.com/image-creator