Komisarz Watson (rozdział trzeci)

Komisarz Watson (rozdział trzeci)

Na Dworzec gdański z piętnastominutowym opóźnieniem wjechał pociąg, co można uznać za punktualny przyjazd do portowego miasta. Do umówionego spotkania pozostało parę godzin, Watson udała się do najbliższego hotelu, położyła się spać, następnie wzięła prysznic, przebrała się w świeże ciuchy, zeszła do kawiarenki znajdującej się naprzeciwko recepcji. Zamówiła mocną kawę, zjadła małego rogala, wyszła na spacer w kierunku dworu Artusa, gdzie niedaleko starego rynku znajdowała się stara poniemiecka kamienica, w której Wielecki mieszkał na trzecim piętrze. Taka sama stara jak na Królewskiej, kręte schody, stare wysłużone stopnie i poręcze wyglądało, jakby czas zatrzymał się w miejscu. Nacisnęła dzwonek. Przez moment dochodził odgłos właściciela inwalidzkiego wózka, który zbliżając się do drzwi mówił ściszonym głosem, jakby ktoś go dusił.

 - Świergotko to ty? -rzekł Wielecki.

- Tak to ja. -odparła Margarita.

Niebawem Wielecki otworzył drzwi, przez moment patrzyli na siebie tak jak ludzie, którzy się dobrze znają, a nie wiedzieli się przez dłuższy czas, a nie wiedzą co mają powiedzieć, w takich momentach wystarczy milczenie.

- Wejdź moja droga do mojego królestwa. - rzekł jej profesor.

Mieszkanie Wieleckiego składało się z dwóch pokoi; w jednym większym stały metalowe regały zapełnione po brzegi czasopismami, książkami pokryte wieloletnim warstwami kurzu. W drugim pokoju znajdował się pojedynczy tapczan, szafka nocna, bujany fotel pochodził z przed drugiej wojny światowej. Mieszkanie przypominało bibliotekę, w której zamieszkuje kątem jej pracownik.

- Zawsze te same stare mieszkania, pełne kurzu pokryte czasem, i ty mój kochany profesorze. -rzekła Watson.

-Ale za to mam nowoczesny kabriolet. Zobacz jaki wózek. Miałem pół roku temu paraliż. Ale to tylko kwestia czasu, za parę miesięcy będę znowu chodzić jak przed chorobą. Widzę, że kupiłaś moją ukochaną Whisky. A może się napijemy, dzisiaj się nadarza znakomita okazja.

- No dobrze, ale tylko jeden kieliszek. -odrzekła Margarita.

- No co się z tobą dzieje, gdybyś pracowała w mediach to by mi się obiło o uszy. -stwierdził po namyśle Wielecki

- Od paru lat pracuję w Komendzie Stołecznej. -odrzekła Watson- Prowadzę z Karskim śledztwo w sprawie Karczewskiego.

 - Jak widzę daleko zaszłaś, co chciałabyś wiedzieć, pytaj o wszystko, może moje informacje na coś się przydadzą ..

- Chodzi mi o Barbarę Jaworską, rzeczniczkę premiera Kamińskiego .-powiedziała ściszonym głosem Margarita.

Na krótko profesor wstrzymał oddech, spojrzał wymownie w kierunku Watson.

- Mogę z cała odpowiedzialnością stwierdzić jednoznacznie, że Baśka była najlepszą studentką, która wyszła z mojej ,,stajni", gdy ty byłaś dopiero na drugim roku ona już pracowała, jako stażystka w telewizji polskiej, Barbara ma dwa oblicza, z jednej strony inteligentna, sprytna, znakomicie przygotowana na moich kolokwiach, a z drugiej strony podła do szpiku kości. Reasumując krótko pełna sprzeczności, nie mówię to bezpodstawnie.

- Niebawem Wielecki podszedł do drewnianej skrzyneczki, wyjął z niej zawartość wszystkich wycinków prasowych.  

- O jest. Co prawda to nie mój felieton, ale mojego drogiego kolegi po piórze Artura Zamojskiego, tytuł tego felietonu,, Smrodek na uniwersytecie’’ rok 1983. Reasumując w kilku zdaniach. Dwie studentki założyło się, że która poderwie Czarnieckiego profesora fizyki kwantowej, startuje do Casanowy, wtedy Jaworska studiowała prawo, po roku przeniosła się na dziennikarstwo, zakład wygrała piękna Zofia, Baśka odczekała parę miesięcy i napisała list do gazety podpisując się nazwiskiem koleżanki, która nie miała żadnego pojęcia, po relegowaniu Karczewskiego. Zofia owinęła wokół palca macho. Władza i prasa była bardzo wyczulone na przeróżne małe afery. Czarniecki o mało nie wyleciał z uniwerku, ale ktoś doszedł do wniosku, że to chwilowy romans i sprawa skończyło się na naganie. Na parę lat zniknęła mi z oczu, dopiero w  2002 roku została żoną wiceministra finansów, po roku czasu rozeszła się z mężem, rzekomo złapała go na zdradzie z jego sekretarką. Przez krótki czas była redaktorem poczytnego kobiecego pisma, gdy zbierały się wybory była szefową kampanii wyborczej partii Centrum, gdy Kamiński został premierem, powierzył jej tekę rzecznika rządu. Baśka jak sobie coś wbiła do głowy, to musiała zrealizować swój plan, nie patrząc na środki, idąc do przodu, rozpychając się łokciami. Coś mi się przypomniało -rzekł Wielecki- do Baśki przyjechała jej mama, zacząłem chwalić jej córkę, a jej matka powiedziała, ze jest bardziej dumna, bo jej młodsza pociecha skończyła Instytut Dzikich zwierząt i pracuje w parku Krygera, wyobraź sobie wtedy jej twarz, pełna zawiści  ona była typowym narcyzem, nie znosiła żadnej konkurencji. A tak na marginesie, co możesz powiedzieć na temat śmierci Karczewskiego?

- Niestety nie na dobro śledztwa, ale obiecuję jak tylko rozwiążemy tę zawiłą zagadkę, ty pierwszy się o niej dowiesz, mój ciekawski. -odrzekła Watson.

- Czy dzisiaj musisz jechać do Warszawy?  -spytał Wielecki.

- Niestety tak, jutro muszę z samego rana być w Pałacu Mostowskich. Do odjazdu pozostało trzy godziny, to porozmawiajmy o starych dobrych czasach. Może coś wiesz, co dzieje z moim Leszkiem? 

- Hoffman pracował kilka lat jako dziennikarz, a potem został korespondentem wojennym w Iraku i  Afganistanie, zginął dwa miesiące temu. Krótko przed ostatnim wyjazdem wpadał do mnie, ale był jakiś zgaszony, nie ten sam Leszek.

- Nie wiedziałam. Umknęło mi to, może dlatego, że praca w policji jest bardzo absorbująca. - odparła Margarita..

 - A co tam u ciebie słychać? - przerwał jej w pół zdania Wielecki. 

- Byłam bardzo szczęśliwa, ale on mieszka w Madrycie, jest tak jak ja policjantem, a związki na odległość nie za bardzo się sprawdzają, natłok obowiązków nie sprzyja, aby z zaczarowania przeszło w głębokie uczucie. -odparła Margarita.

- A czy jego kochasz? -zapytał przyjaciel.

- Sama już nie wiem.

- Zbieraj się pora na ciebie, tylko mam do ciebie prośbę, zadzwoń od czasu do czasu do swojego staruszka.

Margarita zamówiła taksówkę, do odjazdu została godzina. Watson siedziała w przedziale sama, była zmęczona, jak na jeden dzień za dużo wrażeń, zamknęła oczy, by wrócić wstecz; przypomniała sobie swoich kumpli z uniwerku; Romana Wilczyńskiego duszę całego towarzystwa, który stworzył kabaret, a dzisiaj jest znakomitym reżyserem, Henryka Feldmanna, który jest nieprzeciętnym dziennikarzem, czy Grzegorza Króla kawalarza, który trzepał kawały z rękawa, a dziś jest wziętym adwokatem w stolicy i Lecha Hoffmana, jej pierwszej miłości, zawsze zapamiętała jego roześmianą twarz, czarne oczy, długie rzęsy…  A przede wszystkim ich wyzwania miłosne pod kasztanowcem. Podróż Margaricie minęły jak z bicza strzelił. Watson wyszła przed dworzec, zamówiła kurs nieopodal pałacu Mostowskich. Spóźniła się pięć minut. Karski siedział przy biurku przeglądając raport Burskiego, spoglądają co rusz w kierunku Margarity.

- Moja panienko, o której przychodzi się do pracy …co? -zapytał komisarz- Już chciałem po ciebie wysłać chłopców z brygady antyterrorystycznej do Gdańska,, jakoś mi ciężko bez ciebie.

- To przez te warszawskie korki, a może zrobię kawę, to się napijemy razem -odparła wymijająco Watson..

- Tym razem ruszę swoją starą d… i zrobię kawę, a ty tymczasem mów co się ciekawego dowiedziałaś od Holmesa? -stwierdził komisarz.

- Margarita w kilku zdaniach zreferowała wszystko czego dowiedziała się od Wieleckiego.

- Z tego nic nie wynika, prawie nić się nie dowiedziałaś.

- A co moje orły się dowiedziały, gdy byłam na występach gościnnych w Gdańsk? -zapytała Margarita.

- Nasi technicy przejrzeli taśmę z monitoringu domu Karczewskiego, analizowali klatka po klatce, z ich raportu wynika jedno, wycięto kawałek, wspólnik zabójcy wstawił przednio nagrany kawałek, ale gdy zbadali w skanerze wyszły małe niewidoczne gołym okiem ślady wycięcia i wklejenia. Szef technicznej określił tylko jedno, że to doskonała robota, zrobiła to osoba mająca coś wspólnego z produkcją filmową.

 - A wiemy teraz na pewno, że ta osoba, co zadała sobie trud manipulacji, chciała, aby śledztwo poszło w kierunku, abyśmy się nie dowiedzieli nic z nagrania i nie mieli zielonego pojęcia, kiedy i kto, o której godzinie opuszcza posesję Karczewskich. Dlatego musimy szukać tej osoby, która miała pośrednio związek z morderstwem, ona jest kluczem do rozwiązania tej zagadki, poszliśmy tym tropem, rozmawiałem z kilkoma przedstawicielami agencji filmowych, zrobili krótką listę osób pracujących parę lat temu przy dokumentach. Na tej liście jest tylko sześć nazwisk, ale jedno pojawia się na wszystkich. Nazywa się Albert Górski, dowiedzieliśmy tylko, że na początku lat dziewięćdziesiątych wraz ze swoim znajomym  Patrykiem Wolskim założyli biuro detektywistyczne w Warszawie, nawet mieli sporą klientów. Po dwóch latach działalności Albert Górski spłonął w podrzędnej tawernie ,,Zacisze’’, a Patryk Wolski wyjechał w tym samym czasie do RPA. Musisz się dowiedzieć wszystkiego o Wolskim jeszcze dziś musisz się skontaktować z prokuratorem Wirskim, z prokuratury w Katowicach, on prowadził te śledztwo, a potem porównasz je z naszymi danymi, które dostaliśmy z komendy głównej. Poza tym zadzwoniłem do nadinspektora Wimmera z Zurichu i dowiedziałem się, że raport w sprawie Zofii Jaromin wyparował, tak samo zgłoszenie nagrywane na taśmę tego dnia wyparowały, a prokurator, który prowadził śledztwo zaledwie około miesiąca czasu, znakomity alpinista został znaleziony na któreś grani górskiej w Alpach. Dlatego wysłali raport do naszej prokuratury stołecznej, że sprawę umorzyli, a główną przyczyną śmierci Jaromin ustalono, że prawe koło przednie uległo degradacji.

- Stąd wypływa jeden wniosek, komuś bardzo zależy, żeby prawda nie ujrzała światła dziennego. -stwierdziła Margarita.

- Komu, musi być pewien związek pomiędzy śmiercią Karczewskiego i jego żony, a alibi Czerskiej?

- Sprawdziliśmy czasowo, jeżeli przyjmiemy, że morderstwo popełniono około godziny 10;12, a zgłoszenie do komendy odebraliśmy około 17;00 to nie możliwe, żeby Czerska brała jakikolwiek udział w zbrodni, bo miała ustalone badanie krwi  około 11 godziny w przychodni na Banacha. Recepcjonistka potwierdziła, że pani Czerska w tym czasie była w przychodni. 

- Aha, nie lubię spraw, w którym nie ma żadnych małych kroczków prowadzących do początku rozwiązania zagadki. -odrzekł Karski.

 

 

Koniec rozdziału trzeciego.

C.d.n.