Każdy musiał być idealny. Bez skazy. Każda blizna i niedoskonałość były jak najszybciej usuwane, kamuflowana, żeby nikt ich nie zobaczył. Tak działał ten świat. Mój świat.
Wiele lat temu rozpoczęła się rewolucja. Naukowcy opracowali wynalazek, który stał się największym osiągnięciem ludzkości. To była modyfikacja, dzięki której można było wszczepić nienarodzonemu dziecku nowe cechy wyglądu. Na początku zabieg był bardzo drogi i korzystali z niego tylko miliarderzy.
Jednak z czasem modyfikacja stała się bardziej dostępna. Wtedy doszło do prawdziwej rewolucji, która stworzyła nasz świat.
Okazało się, że większość dzieci rodzących się po modyfikacji była do siebie bardzo podobna przez modowe trendy. Postanowiła to wykorzystać grupa polityczna, która wprowadziła obowiązkową modyfikację tych samych cech u wszystkich nienarodzonych jeszcze dzieci. Każde musiało mieć blond włosy, niebieskie oczy, dobrze zbudowaną sylwetkę, lekko opaloną skórę. Po modyfikacji dzieci charakteryzowały się dobrą sprawnością fizyczną i odwagą. Tak świat został zasypany przez plagę uroczych, słodkich dzieci. Masowa modyfikacja nie okazała się bezbłędna. Co jakiś czas pojawiały się wiadomości o nieudanych zabiegach. Do dziś naukowcy nie wiedzą, od czego zależy przyswajanie modyfikacji, a o nieudanym jej wyniku dowiadywano się dopiero po porodzie, gdy dziecko okazywało się…inne.
To jednak były rzadkie przypadki. Inny, mocno wyróżniający się wygląd, nie był mile widziany. Nieważne, czy było to spowodowane odmiennym kolorem skóry lub włosów, czy krzywym nosem i odstającymi uszami. Jako inny, byłeś wyrzutkiem społecznym. Wręcz byłeś postrzegany jako kosmita. Najgorsze było jednak to, że Ty siebie tak samo traktowałeś, jako osobnika niepasującego. Nawet dla rodziców byłeś problemem, byłeś wypaczeniem.
Zmęczona, szybkim krokiem weszłam na plac przed szkołą. Byłam zdenerwowana, ale i pełna nadziei. Może zobaczę więcej osób takich jak ja? Może nie będą patrzeć, obgadywać? Liczyłam na nowy początek. Liczyłam również, że na korytarzu będzie mało osób, dlatego specjalnie przyjechałam późniejszym fasttrainem. Do dzwonka zostało tylko kilka minut. Może większość poszła już do klas? Wreszcie zdecydowałam się otworzyć ciężkie drzwi. Za nimi rozciągał się wąski korytarz, na którym wbrew moim oczekiwaniom stało wielu uczniów, patrzących na mnie jak drapieżnik na ofiarę. Jednak nikt się nie odezwał, każdy patrzył, jak się zachowam. Próbowałam spokojnie przejść korytarzem, nie okazując, jak bardzo się boję. Odpowiednią klasę udało mi się znaleźć dość szybko. Drzwi były otwarte, a w sali siedziało już kilkunastu uczniów, czekających na dzwonek. Oczywiście, gdy weszłam, wszystkie niebieskie oczy zwróciły ku mnie. Radosne rozmowy zamieniły się w szepty. Nie chcąc pogarszać swojej jakże „świetnej” sytuacji, skierowałam się do jednej z wolnych ławek.
Gdy tylko zdążyłam usiąść, rozległ się dzwonek. Nieprzyjemne szepty ustały, a reszta uczniów zaczęła wybierać miejsca. Nikt się do mnie nie dosiadł. Pewnie rozniosło się już po klasie przekonanie, że można się ode mnie czymś zarazić. Niby się łudziłam, a wyszło jak zawsze. Jedyne, z czego mogłam się cieszyć, to fakt, że nikt mnie jeszcze nie zwyzywał i nie uderzył, jak to było w szkole podstawowej.
Rozglądając się po sali, nie zauważyłam, żeby ktoś jeszcze był taki jak ja. Znowu byłam jedną dziwną brzydulą. Zresztą nawet rodzice widzieli we mnie dziwadło. Zaraz po moim urodzeniu, przyrzekli sobie, że nie chcą mieć więcej dzieci. Można powiedzieć, że i tak miałam szczęście w nieszczęściu, ponieważ wielu rodziców w takich sytuacjach oddawało noworodka do Ośrodka Niechcianych Dzieci. Moja mama i mój tata, pomimo duszącego ich wstydu i obrzydzenia, starali się mnie wychować. Przez całe życie starałam się zdobyć ich uznanie poprzez naukę. Miałam najlepsze stopnie i średnią, dzięki czemu udało mi się dostać do najlepszej szkoły średniej w mieście. Moim rodzicom jednak najbardziej podobało się to, że byłam zajęta nauką i nie zawracałam im głowy.
Moje rozmyślania przerwało wejście nauczycielki. Kobieta, jak reszta klasy, była śliczna. Przygryzłam usta nerwowo, widząc, jak nauczycielka z niesmakiem na mnie patrzy. Na szczęście nic nie powiedziała, tylko odwróciła się i napisała coś na mobilnej tablicy.
– Nazywam się Iren Babik. Nauczam historii, a tych, którzy myślą, że to łatwy przedmiot ostrzegam: jeśli chcecie, żeby było łatwo i przyjemnie, zabierzcie swoje dokumenty i już tu nie wracajcie – powiedziała ostrym tonem.
Miny wszystkich uczniów momentalnie zrzedły. Sama zaczęłam się bać kobiety stojącej przy tablicy. Nauczycielka, nie przejmując się grobową ciszą, rozpoczęła sprawdzanie listy obecności. Kolejny decydujący moment. Wszyscy wyczytywani po kolei podnosili ręce, nauczycielka zaś znad komputera rejestrowała każdego, kto się zgłaszał.
– Daria Szamp – wypowiedziała w końcu moje nazwisko.
Nieśmiało podniosłam rękę, gotowa na nieprzyjemne komentarze. Pani profesor już otwierała usta, aby wypluć złośliwość, gdy drzwi klasy się otworzyły. Weszła ruda dziewczyna o bladej, porcelanowej cerze. Lekko zdyszana zwróciła się do nauczycielki:
– Bardzo przepraszam za spóźnienie.
– Kolejna. Jak się panna nazywa? – zapytała profesor, mierząc uczennicę wzrokiem pełnym pogardy.
– Liza Kaczmarek – odpowiedziała dziewczyna, nie przejmując się tonem nauczycielki.
– Rodzice nie nauczyli cię, że nieładnie się spóźniać, w dodatku pierwszego dnia szkoły? Pewnie nie, bo raczej nie mogą na ciebie patrzeć – powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem profesorka.
W sali rozległ się cichy śmiech uczniów.
Zerknęłam na Lizę, spodziewając się zobaczyć łzy w jej oczach, lecz dziewczyna stała twardo, uśmiechając się szeroko.
– Pewnie nie powinnam tego mówić, ale mam lepszych rodziców niż pani dzieci – odpowiedziała niezrażona dziewczyna i skierowała się w stronę ławek.
Nauczycielka, zaskoczona reakcją uczennicy, nic nie odpowiedziała. Zdziwiona zauważyłam, że Liza kieruję się w moją stronę i siada na wolnym krześle obok mnie.
– Hej, niesamowicie się cieszę, że nie jestem jedyną inną w klasie – powiedziała ruda z uśmiechem.
– Też się cieszę – stwierdziłam szczerze.
Reszta lekcji pani Babik minęła dość spokojnie. Temat niezbyt mnie interesował, gdyż moją głowę zaprzątała tajemnicza Liza siedząca obok. Zastanawiałam się, skąd dziewczyna miaław sobie tyle odwagi i pewności siebie. Liza nie wydawała się przestraszona ani zmartwiona tym, że była inna. Zazdrościłam jej tego.
Na przerwie starałam się znaleźć jak najbardziej ustronne miejsce, w którym byłabym bezpieczna od spojrzeń. Nie zauważyłam, nawet gdy podeszła do mnie Liza.
– Chowasz się? – zapytała, podśmiewając się.
– Nie. Po prostu tutaj jest spokojniej – powiedziałam niepewnie.
– Jasne. Nie bój się ich. Grają tylko takich chojraków, ale tak naprawdę to tchórze, kiedy pokażesz im zęby – uśmiechnęła się Liza.
Spojrzałam na najbliższą grupę uczniów, którzy zajęci byli graniem w mobilne gry. Wyglądali na zwykłych nastolatków, nie sprawiali wrażenia strasznych, ale przed oczami ciągle stawały mi obrazy z ostatnich lat mojego piekła.
– Nie jestem taka jak ty. Nie umiem się im postawić – stwierdziłam po chwili. – Dlaczego? – dopytywała ruda.
Ze wstydem spojrzałam na swoje odbicie w oknie. Proste, brązowe włosy, oliwkowa, obrzydliwa cera, brązowe oczy, wielki nos – nie było miejsca dla takich jak ja. Rzęsy, których prawie nie widać, były niczym w porównaniu do zalotnych rzęs po modyfikacji. Moja zaokrąglona, niesymetryczna sylwetka wyglądała strasznie w porównaniu do modelowych, szczupłych, wysportowanych ludzi po modyfikacji.
Kątem oka spojrzałam na Lizę. Mimo że była inna, wyglądała również niesamowicie, co osoby po modyfikacji. Jej długie, rude, mocno zakręcone włosy opadały na małe piersi. Zielone oczy błyszczały w świetle. Jej skóra nie wyglądała na zmęczoną jak moja, ale na promienną i radosną. Piegi na małym nosku dodawały jej tylko uroku. Była niska, ale i chuda, mała i słodka. Nawet przy niej czułam się jak monstrum.
– Słuchaj, jesteś ładna i urocza mimo nieudanej modyfikacji, a ja jestem straszna. Ludzie czują obrzydzenie, patrząc na mnie – odpowiedziałam wreszcie.
– Co ty opowiadasz? Jesteś śliczna, a przede wszystkim jesteś inna, dlatego masz nad nimi przewagę. Nie jesteś jak ci wszyscy, których się obawiasz, którzy mają nas za potwory. Jesteś wyjątkowa – stwierdziła z przejęciem Liza.
Jej ostatnie zdanie wybrzmiewało mi w głowie przez kolejne kilka minut. Wydawało się wisieć między nami, oczekując, aż ktoś przerwie milczenie. Jednak ja ciągle myślałam o jej słowach. Nikt nigdy nie powiedział, że jestem śliczna i wyjątkowa.
– Nie zostałam poddana modyfikacji – przerwała ciszę Liza.
– Co? Przecież modyfikacja jest obowiązkowa! - krzyknęłam zaskoczona. Kilka osób się odwróciło, aby sprawdzić, co się stało, lecz widząc dwie inne, szybko wrócili do swoich zajęć.
– Moi rodzice są inni, są po nieudanych modyfikacjach. Udało się im oszukać system, aby nie poddawać mnie zmianom – wyjaśniła ruda.
Opowieść Lizy mnie zdziwiła. Co za rodzice chcieliby skazać swoją córkę na szyderstwa i życie odludka?
Dziewczyna, widząc moją niepewną minę, powiedziała:
– Rodzice bardzo mnie kochają. Jestem im wdzięczna, że tego nie zrobili, że dzięki nim mogę być sobą.
– Moi rodzice są przeciwieństwem twoich. Zawsze byłam dla nich zabawką z wadą fabryczną. Nigdy mi nie powiedzieli, że mnie kochają, ale nie dziwiło mnie to. Myślałam, że tak musi być – stwierdziłam.
– Ten świat jest straszny. Nikt nie powinien się czuć niechciany i niekochany z powodu swojego wyglądu. Każdy powinien być sobą, każdy powinien być unikalny. To niesprawiedliwe – powiedziała ze złością ruda.
– Może i tak, ale ludziom to chyba nie przeszkadza. Uwielbiają modyfikację – westchnęłam.
Naszą dyskusję zakończył dzwonek obwieszczający kolejną lekcję.
Reszta dnia przebiegła dość spokojnie. Uczniowie i nauczyciele traktowali nas jak powietrze, co mi jak najbardziej odpowiadało. Może szkoła średnia nie będzie aż taka zła?
Do najbliższego odjazdu fasttraina zostało jeszcze kilkanaście minut, dzięki czemu nie musiałam szybko biec na przystanek, robiąc zamieszanie na dziedzińcu pełnym uczniów. Przemknęłam pomiędzy kilkoma grupami głośno śmiejącej się młodzieży, starając się nie zwracać uwagi. Jednak niezbyt mi to wyszło. Jedna z dziewczyn cofnęła się, popychając mnie przypadkowo. Wpadłam na stojącego obok chłopaka. Ten od razu odwrócił się, żeby zobaczyć, co się stało.
– Wszystko w porządku? – zapytał, a po chwili zlustrował moją twarz – Jednak nic nie jest porządku. Jak widać, nawet chodzić normalnie nie umiesz.
Poczułam strach. Ręce zaczęły mi się pocić, a nogi stały się jak galareta. Chłopak szybko wyczuł moje przerażenie i uśmiechnął się cwaniacko.
– Mówić też nie umiesz? Może to i lepiej, bo i tak nie masz nic mądrego do powiedzenia. Do naszej szkoły musiałaś dostać się z litości.
– Przepraszam – wyjąkałam, nie patrząc mu w oczy.
– Nie musisz przepraszać, że chciałaś dotknąć kogoś idealnego – zaśmiał się. Nawet nie zauważyłam, kiedy wokół nas zgromadził się tłum. Poczułam wstyd.
Znowu stałam się kozłem ofiarnym.
– Aron, zostaw ją – usłyszałam znany mi głos, a potem ujrzałam rudą przepychającą się między gapiami.
– Kogo tu mamy? – zaśmiał się chłopak – To Kaczmarek we własnej osobie. Zgubiłaś się?
– Znowu pomyliłeś ring z dziedzińcem szkolnym? – zapytała odważnie Liza.
– Chyba ci się podobało poprzednio, skoro znowu do mnie podskakujesz – wypalił Aron.
Wyczuwalne napięcie pomiędzy Lizą i Aronem była bardzo zastanawiające. Czy Aron już wcześniej zaczepiał rudą? Skąd się znali?
– Może cię to zdziwi, ale nie mam ochoty znowu marnować czasu na twoje głupoty. – Liza podeszła do mnie i ciągnąc za rękę, wyprowadziła mnie ze stworzonego wokół nas kręgu.
– Dziękuję – wyszeptałam.
Dziewczyna odpowiedziała mi uśmiechem. Gdy opuściłyśmy dziedziniec, Liza puściła moją dłoń i po prostu odeszła. Ta dziewczyna coraz bardziej mnie zaskakiwała.
W domu nie spodziewałam się nikogo spotkać. Rodzice pracowali do wieczora. Śnieżnobiały apartament wyglądał tak samo, jak rano, gdy wychodziłam do szkoły. Wszędzie było schludnie i perfekcyjnie. Nie cierpiałam tego mieszkania. Wydawało się zimne i puste. Przez okno widać było las apartamentowców i ogromne banery reklamowe.
Mój pokój wyróżniał się ze wszystkich w mieszkaniu. Wszędzie porozrzucane były różnokolorowe farby, płótna i kartki. Ściany obwieszały kolorowe plakaty, które namalowałam. Ściany były białe jak w innych pomieszczeniach. Nie odważyłam się nigdy sprzeciwić rodzicom i je pomalować. Wiedziałam, że byliby wściekli.
Gdy tak wpatrywałam się w plakaty, moja opaska na nadgarstku zapikała, powiadamiając o nowej wiadomości. Zdziwiłam się. Zazwyczaj, gdy je dostawałam, to były pogróżki i wyzwiska. Czyżby Aron chciał dopowiedzieć ostatnie słowa? To nie był on, tylko Liza, która pytała, jak się trzymam. Odpisałam, że jest dobrze. Nigdy nikt się o mnie nie martwił. Po chwili dopisałam pytanie, skąd ona zna Arona. Odpowiedź nadeszła szybko. Liza napisała, że wyjaśni mi to, ale musimy się spotkać, najlepiej teraz. Trochę się zestresowałam. Czy to dobry pomysł? Jednak część mnie chciała zobaczyć ponownie Lizę. Ciekawość wygrała. Umówiłyśmy się za kilka minut.
W parku nie było tłumu. Natykałam się głównie na matki spacerujące z dziećmi i na nastolatków ćwiczących sztuczki na latających hoverboardach. Liza stała obok rozwalonego, ceglanego murku. Nie była sama. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko i dała znak, żebym śmiało do nich podeszła. Przy niej stało kilka osób: jedna dziewczyna, również inna, o kruczoczarnych włosach, trzech chłopaków, dwóch innych i jeden po modyfikacji.
– Daria, poznaj moich znajomych. To Cameron. – Wskazała na dziewczynę, która obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem.
Chociaż była inną, wyglądała ślicznie.
Następnie Liza wskazała na najwyższego chłopaka, przedstawiając go jako Floriana. Okazało się, że to jej starszy brat. Zdziwiłam się, że Liza ma rodzeństwo. Przypomniałam sobie jednak, że rodzice Lizy mają nietypowe podejście do modyfikacji. Florian miał jasnobrązowe, kręcone włosy i, jak siostra, piegi oraz radosne, zielone oczy.
Drugi chłopak – inny – miał na imię Iwo. Był najmłodszy z grupy. Jego jasne włosy odbijały promienie słońca, a uśmiech był zalotny i pewny siebie. Jednak największą uwagę przyciągała blizna na jego policzku.
– a to jest Milan. – Liza wskazała chłopaka po modyfikacji. – Miło mi was poznać – powiedziałam niepewnie.
Milan uśmiechnął się, pokazując swoje idealnie białe zęby. Nie byłam przyzwyczajona do takiego ciepłego przyjęcia przez osoby po modyfikacji.
– Poczekajcie chwilę. Muszę porozmawiać z Darią – zwróciła się do przyjaciół Liza.
Usiadłyśmy na najbliższej ławce. Przez chwilę wisiała między nami krępująca cisza. Dzieci bawiące się nieopodal odsunęły się z obrzydzeniem od nas. Spuściłam wzrok na chodnik, obserwując wędrujące w grupie mrówki.
– Jak się czujesz? – zapytała wreszcie Liza.
Czułam się dobrze. Nie gorzej niż przy poprzednich moich konfrontacjach. Spodziewałam się takich spotkań, więc sytuacja sprzed kilku godzin wcale mnie nie zdziwiła. Za to nurtowała mnie inna kwestia.
– Skąd znasz Arona? – spytałam.
Łagodne spojrzenie Lizy momentalnie się zmieniło. Czułam, jak przez jej twarz przelatują bolesne wspomnienia.
–Chodziliśmy razem do szkoły. Mój tata przez pewien czas pracował dla ojca Arona. Kiedyś strasznie się pokłócili i tata opuścił jego sztab. Powiedzmy, że rodzina Paczyńskich dalej ma żal do nas – wyjaśniła Liza.
– Paczyńskich? Aron nazywa się Paczyński? – zdziwiłam się.
Chyba każdy znał nazwisko Paczyński, a przede wszystkim polityka Samuela Paczyńskiego.
– Mój tata był asystentem Paczyńskiego. Przez to, że tata jest inny, miał duży problem ze znalezieniem pracy. Wreszcie poznał Paczyńskiego i ten go zatrudnił. Gdy jednak tata zaczął poznawać jego polityczne sekrety i nie zgadzał się z jego poglądami, zaczął się spór pomiędzy naszymi rodzinami. Wtedy Aron zaczął mi dokuczać, ale nie chce do tego wracać. Przez pewną sytuację wyrzucono mnie ze szkoły, mimo że to Aron mnie sprowokował. To było oczywiste, że on nie poniesie odpowiedzialności. Jednak ja się go nie boję.
Byłam pełna podziwu, że Liza mówi o tym tak pewnie i odważnie. Chciałabym mieć tyle siły w sobie, aby mówić o moich złych doświadczeniach.
– Dzięki mojemu tacie Paczyński odnotował duży wzrost poparcia w czasie kampanii. Nie spodziewał się, że tata odejdzie, gdy dowie się o jego przekrętach.
– Chyba nie powinnaś mi tego mówić – zauważyłam.
– Chcę ci zaufać. Tak naprawdę chce ci powiedzieć o czymś innym. Słyszałaś kiedyś o rebelii? - zapytała Liza.
– o rebelii?
Nie wiedziałam, o czym mówiła. Nigdy nie słyszałam o żadnej rebelii.
– Ja, moja rodzina i przyjaciele, których przed chwilą poznałaś, należymy do ruchu oporu. Czy nie uważasz, że to niesprawiedliwe jak nas traktują? Czy nie uważasz, że modyfikacja powinna być zakazana, że powinna w ogóle nigdy nie powstać? Chcemy walczyć o lepszy świat – wytłumaczyła podniecona dziewczyna.
Świat bez modyfikacji, bez podziałów na gorszych i lepszych brzmiał pięknie, ale nieprawdopodobnie. Liza wyglądała jak w gorączce. Jej policzki były czerwone, a źrenice rozszerzone.
– Moi rodzice nie chcieli, żebym ci to powiedziała, tym bardziej że znam cię krótko, ale musiałam. Powinnaś do nas dołączyć.
lość zdobytych informacji mnie przytłoczyła. To niełatwe, gdy po kilkunastu latach swojego sponiewieranego życia dowiadujesz się o istnieniu jakiejś rebelii walczącej z niesprawiedliwością.
Liza wyjaśniła, że rebelia wykorzystuje między innymi informacje zebrane przez jej ojca w czasie pracy w polityce, bo chcą obalić rządy i zbudować nowy porządek świata. Brzmiało to wszystko tak surrealistycznie, że aż zaczęła boleć mnie głowa. Byłam świadoma, że w jeden dzień dowiedziałam się więcej niż przez całe życie. Nie wiedziałam, czy chce uczestniczyć w rebelii, której do końca nawet nie rozumiałam. Pożegnałam się z Lizą, jednak nie zdążyłam odejść daleko, gdy poczułam na ramieniu dłoń. Momentalnie osaczył mnie strach. Sądziłam, że ktoś po modyfikacji mnie zaczepił i chce mnie pobić. Gdy jednak się odwróciłam, zobaczyłam Floriana.
– Mam nadzieję, że cię nie przestraszyłem. – Zaśmiał się delikatnie.
– Wszystko w porządku – odpowiedziałam, zastanawiając się, dlaczego pobiegł za mną.
– Mogę cię odprowadzić? – zapytał, na co skinęłam głową.
– Wiesz, nie musisz wcale zgadzać się na rebelię. To nie jest dla wszystkich. Liza niepotrzebnie wywiera taką presję.
Zielone oczy chłopaka przez cały czas skanowały moją twarz, jakby próbowały wybadać, co myślę.
– Sama chyba nie wiem, czy tego chcę. Po prostu wydaje się to takie dziwne i nierealistyczne. Długo działacie w rebelii? – zapytałam.
– Od urodzenia. Rebelia, wbrew pozorom, toczy się od wielu lat i należy do niej mnóstwo innych na całym świecie – wyjaśnił Florian.
– To dlaczego nigdy o tym nie słyszałam?
– To tajne. Jeśli chcemy przetrwać i działać, musimy się ukrywać, ale ja wierzę, że kiedyś będzie o nas głośno – powiedział chłopak.
Odwagą i otwartością Florian niczym nie ustępował siostrze. Jego twarz wyglądała, jakby rzucała wyzwanie całemu światu.
– Liza mi trochę opowiadała o tobie. z tego, co zrozumiałem, nie miałaś dotychczas łatwego życia w szkole i z rodzicami. Każdy w naszym ruchu oporu ma swój powód do działania przeciw władzom. Cameron jest w rebelii tak jak ja i Liza od urodzenia. Kilka lat temu jej rodziców złapano na konspirowaniu przeciw władzy i wsadzono do więzienia. Od tego czasu nikt ich nie widział. Nasi rodzice ją przygarnęli i jest dla nas jak siostra. Cameron jest silna i nadal wierzy w to, że zobaczy jeszcze rodziców.
Pomyślałam o dziewczynie, którą widziałam dziś po raz pierwszy. o tym, ile ma w sobie siły i o tym, że na pewno miała cudownych, kochających rodziców, których jej odebrano.
– Iwo jest u nas od kilku lat. Tak jak ty jest po nieudanej modyfikacji. Jego rodzice go nienawidzili. Gdy miał dwanaście lat, uciekł z domu. Widziałaś tę bliznę na policzku? Gdy się postawił ojcu, ten rzucił w niego szklanką.
– To straszne – powiedziałam zdumiona, ciesząc się wewnętrznie, że mimo wszystko moi rodzice mnie tolerują.
– Za to rodzice Milana zostali złapani na próbie uniknięcia modyfikacji, gdy jego mama była w ciąży i zostali do tego przymuszeni, dlatego Milan przeszedł modyfikację. Jednak nie powstrzymuje go to od działania w rebelii. Chce, żeby ludzie mieli wybór.
Florian nie powiedział nic więcej. Domyślałam się, że pragnął, aby te historie skłoniły mnie do refleksji i tak było. Przez resztę dnia zastanawiałam się nad moją historią.
Biegłam przez dziedziniec szkolny, aby zdążyć na lekcje. Czułam się niewyspana, na co wskazywały moje podkrążone oczy. Uważałam, żeby nie wpaść na Arona. Gdy przekroczyłam próg szkoły, usłyszałam dzwonek. Tłumy uczniów zaczęły kierować się do klas. Zrobiłam to samo. Nagle zauważyłam rude loki charakterystyczne tylko dla jednej znanej mi osoby.
– Wchodzę w to. Mam dość bycia gorszą. Czas opowiedzieć moją historię – oświadczyłam, podchodząc do dziewczyny, która chciała zmienić świat.
Autorka: Kinga strugała, lat 17
Uwaga redakcyjna: Wielki szacunek za poprawność edycyjną tekstu.
Autorka: Kinga strugała, lat 17
Uwaga redakcyjna:
Wyrażamy wielki szacunek dla autorki
za wyróżniającą się
(na tle innych nadesłanych na konkurs opowiadań)
poprawnością gramatyczną i edytorską tekstu .
Od redakcji:
Dla publikowanych w naszym miesięczniku utworów literackich stosujemy bardziej rygorystyczną licencję Creative Commons: BEZ UTWORÓW ZALEŻNYCH.
Wynika to z konieczności zablokowania możliwości wykorzystania publikowanego utworu w formie plagiatu (co niestety bardzo często się zdarza, szczególnie w internetowych grupach literackich).
Ilustracja do opowiadania został wygenerowane przez AI za pomocą: https://designer.microsoft.com/image-creator